Oszuści z Tindera, czyli jak ściemniają (nie tylko) faceci – 7 przykładów
Tinder, Badoo, czy Bumble to aplikacje randkowe, na których można poznać wiele ciekawych osób, jednak niestety można tam także trafić na ściemniaczy, rogaczy, seryjnych podrywaczy i bajkopisarzy. Oszuści z Tindera – i oszuści generalnie – stanowią integralną część randkowego ekosystemu, którzy grasują zarówno online, jak i na żywo. Aplikacja stanowi bardzo komfortowe miejsce, bo umożliwia stworzenie swojej nowej, fałszywej tożsamości w dosłownie kilka minut. Można kłamać, udawać Anglika (albo Greka), singla, krezusa, albo osobę o 10 lat młodszą i bardzo ciężko jest to zweryfikować.
W tym artykule opowiem o kilku historiach, które spotkały mnie oraz moich znajomych. Mam nadzieję, że poniższy pato-zestaw pozwoli Wam szybciej rozpoznawać oszustów, naciągaczki i… nieco Was rozbawi. Trzeba przyznać, że inwencja twórcza niektórych (s)typów jest imponująca!
Oszuści z Tindera, czyli jak ściemniają (nie tylko) faceci – 7 przykładów
Psst Podcast na ten temat znajdziecie na YouTube (KLIK) i Spotify (KLIK)
1. Arabski Influencer tańczący z kurami
Arabskiego Influencera poznałam na Tinderze. Facet na wszystkich zdjęciach miał przyciemnioną twarz, nazywał się Andrzej, miał 38 lat i pochodził z Opola. Po kilku dniach miłego pisania miało dojść do zapoznawczej kawki, jednak zaczęła mnie zastanawiać polszczyzna Andrzeja, a raczej jej dziwnie łamany, translatorowy charakter.
“Cieszę się, że Cię poznałem za 2 dni”.
“Jesteś przepiękna kobieta.”
“Dzień dobry, dobrego dnia i silnej kawy!”.
Mężczyzna unikał też wysłania wyraźnego zdjęcia i zapewniał mnie, że będę na żywo mile zaskoczona. Uznałam, że szkoda mi czasu na robaczywe profile i postanowiłam wejść na jego IG.
To był – mówiąc słowami Andrzeja – strzał w dziesiątka!
Zobaczyłam na relacji Andrzeja, który siedział na podłodze w pomieszczeniu żywcem wyjętym budżetowego filmu Bollywood… Obok niego w kręgu siedziało kilka kobiet w chustach, wokół biegała gromadka dzieci, a w tle było widać ogródek i kury. Na kolejnej relacji Andrzej zwany juz Ahmedem mówił po Ahmedowemu pokazując kawałek grillowanej kukurydzy w dłoni. Na innej, zapisanej relacji mierzył złoty sygnet, a jego śniadą twarz zdobił rasowy, czarny, gęsty wąs rodem z PRL-u.
Co ciekawe, Ahmed miał na IG niemal 10 000 followersów i… tylko po 2,3 serduszka na poszczególnych zdjęciach. Na jego profilu nie było prawie interakcji, komentarzy. Profil widmo. Tyle, że z kurami.
Prawdopodobnie Ahmed kupił sobie fanów, pytanie w jakim celu?
Niestety nie znalazłam odpowiedzi do na to pytanie, bo usunęłam matcha.
Zgaga radzi: Uważaj na łamana polszczyzna i odmowę wysłania wyraźnych zdjęć.
2. Coach – potato
Moja znajoma – Asia – poznała na Tinderku bardzo ładną, zabawną i empatyczną dziewczynę o imieniu Daria. Rozmawiały sporo i po tygodniu Asia czuła w stosunku do Darii coraz większą sympatię i bliskość. Któregoś wieczoru Asia otworzyła się jeszcze bardziej i opowiedziała Darii o ostatnim, bardzo bolesnym rozstaniu. Daria była świetną słuchaczką. Zadawała pytania, nie oceniała.
Niestety w pewnym momencie, w połowie kolejnego wątku, gdy Asia opowiadała o tym jak została zdradzona – Daria powiedziała: “Asiu, jak chcesz to możemy się umówić na kawę i dłuższą rozmowę. Widzę, że potrzebujesz wsparcia, może lekkiego pokierowania, a ja jestem coachem i zajmuję się treningiem mentalnym. Moja cena to 130zł / godzinę. Czy masz ochotę na takie spotkanie?”
Asi opadły ręce (dobrze, że nie cycki), a gdy je uniosła do telefonu to odmówiła.
Daria żerowała na ludzkiej słabości – wyłapywała słabe punkty, otwierała sobie do nich dostęp sprytnymi pytaniami, a będąc blisko rany – proponowała swoje usługi… Dramat.
Dodam, że Tinder często przyciąga ludzi szukających sposobu na wypromowanie swojej marki i produktów. Nierzadko wśród profili “matrymonialnych” można trafić na oferty masażystów, fotografów, stylistek, czy trenerów personalnych.
Zgaga radzi: Uważaj na mentorów, coachów, sprzedawców i… nie poruszaj intymnych, bolesnych tematów za szybko. To może być wykorzystane przeciwko Tobie.
3. Zdrajca – zdrajca
Klasyka gatunku. Z ostatnim Zdrajcą rozmawiałam kilka dni w trakcie których Adam udawał singla, mówił jak ceni sobie wolność i pokazywał mi na Tinderze (i potem na WhatsApp) zdjęcia bez obrączki. (Nie)stety Adam zapomniał, że jego profil na FB jest publiczny. A na nim są aktualne fotki jego żony.
I dzieci.
I psa.
I oczywiście skrzętnie ukrywanej na Tinderze obrączki.
Z kolei kilka lat temu podczas randki z Janem siedziałam na sushi (tzn. na krześle) i w pewnym momencie usłyszałam znamienne “Muszę Ci coś powiedzieć”. Okazało się, że Jan ma żonę i dziecko, ale nie chciał mi wcześniej mówić, by mnie nie zrazić…
Zraził mnie i tak, a zgagę po sushi miałam kilka dni.
Na aplikacjach randkowych jest mnóstwo zdradzających osób. Nie mam z tym problemu jeśli ktoś o tym pisze. Nie pochwalam tego, ale to nie moja sprawa i nie chcę oceniać cudzych wyborów. Irytuje mnie jednak, gdy ta informacja jest ukrywana – wtedy czuję się oszukana…
#NotCool
Zgaga radzi: Sprawdzaj przed spotkaniem publicznie dostępne dane i informacje na FB, LinkedIn i w Google. Stosuj zasadę ograniczonego zaufania.
4. Promka z Tindera
Od jednego z czytelników z Warszawy dostałam ostatnio ciekawą historię, pokazującą jak oszukują niektóre kobiety… Facet po chwili rozmowy z bardzo atrakcyjną dziewczyną (typ Dżaga: rzęsy do brwi, usta pontony) dostał propozycję spotkania w konkretnym miejscu, o 20. Nie znał tej miejscówki, ale ucieszył się, bo to było konkretne zaproszenie, bez odwlekania, bez uników – fantastycznie!
Na miejscu mężczyzna dostał wiadomość, że dziewczyna się spóźni.
Zamówił sobie drinka i czekał.
I czekał…
Niestety się nie doczekał.
Jak się okazuje czasem lokale – bary i restauracje – działają w ten sposób by ściągnąć Klientów i wypromować nowe miejsce. W wiadomości jaką dostałam mężczyzna pisał, że kilku jego kumpli spotkała podobna sytuacja (w tym samym lokalu) więc nie był to przypadek odosobniony.
Zgaga radzi: Uważaj na bardzo szybkie propozycje spotkań w nowych, nieznanych miejscówkach. Spróbuj zaproponować inny lokal i popatrz na reakcję drugiej strony.
5. Foodie Call
Inna całkiem popularna forma naciągania, o której pisało mi kilku facetów to tzw. Foodie Call czyli umawianie się wyłącznie w celu zjedzenia kolacji i napicia się drinków na koszt zapraszającego. O ile pkt 4 wydaje mi się incydentalny, tak Foodie Call jest dość popularny, a jego nazwa nawiązuje do innego zjawiska, czyli Booty Call – umawiania się na seks w trybie “tu i teraz”.
Zgaga radzi: Jeśli druga strona mocno namawia na wspólną kolację, najlepiej tego samego dnia – spróbuj zacząć od kawy na wynos i spaceru.
6. Benjamin Button
Benjamin Button to historia jaką dostałam od jednej z Was na IG. Renata poznała Waldka na Tinderze i przez tydzień pisali ze sobą wymieniając się żartami, książkami, zabawnymi anegdotkami. Miodzio.
Waldek miał profil, na którym nie podał swojego wieku, ale miał sporo zdjęć, które go dobrze pokazywały. Para umówiła się na spotkanie w popularnym pubie, a Renata jak zawsze przyszła nieco wcześniej. Usiadła przy barze koło starszego Pana, zamówiła drinka i czekała.
Waldek się nie pojawiał, ale rozmowa ze staruszkiem umilała jej czas. Po 20 minutach Renata się zdenerwowała, wyciągnęła telefon i zadzwoniła, a telefon odebrał jej… barowy kolega!
Pan Waldemar wyjaśnił jej, że gdyby pokazał swoje zdjęcia i wiek, to Renata by się z nim nie umówiła więc założył profil używając zdjęć swojego syna.
#WTF
Renata była oburzona, krzyknęła, że nie zamierza być niczyją odmładzarką i to jest zwykłe oszukiwanie kobiet. Pan Waldemar odparł, że przykro mu to słyszeć, ale niektóre kobiety reagowały inaczej więc statystycznie mu się to kalkuluje.
Zgaga radzi: Nie wiem czy da się uniknąć tego typu oszustwa więc pozostaje iść na spotkanie bez oczekiwań, mając zdrowy dystans do świata i… humor. W tym przypadku potwierdza się, że im większy fakap tym lepsza historia.
7. KrypTyp z Żoliborza
KrypTyp z Żoliborza to moja ulubiona historia.
Qina poznałam na Tinderze i przyznam, że ten facet miał szansę przełamać mój galopujący sapioseksualizm. Był tak piękny, że mógłby nic nie mówić i randkę uznałabym za fantastyczną!
Po kilku dniach pisania przeszliśmy na WhatsApp i tu zaczęły się dziać dziwne rzeczy.
Qin urodził się w Chinach, wychowywał się w UK, a od roku mieszkał w Warszawie. Nagrał mi wymowę swojego imienia i faktycznie gadał po… chińsku. Problem w tym, że jego angielski był bardzo podejrzany. Qin sadził błędy gramatyczne jakich nie zrobiłby człowiek mieszkający od 30 lat w Anglii. Level Translator.
No, ale nadal był ładny.
Opowiadał mi o książkach rozwojowych jakie czyta i pokazywał zrzuty z giełdy, na której obracał kryptowalutami – głównie BitCoinami i Ethereum. Któregoś dnia powiedział, że spędza czas ze znajomymi w Warszawie i poprosiłam go o zdjęcie. Wysłał mi to foto:
No k***a typowa Warszawa!
Pieprzony Żoliborz!
Wtedy juz wiedziałam, że gość to scam. Użyłam opcji “wyszukiwanie obrazami” i okazało się, że Qin to Chris Peterson (KLIK) – znany aktor i model z Bali.
Bang!
Nie wiem kim jest typ podszywający się pod Chrisa, ale wiem, że mój sapioseksualizm nie został przełamany. Po znalezieniu prawdziwego Qina, czyli Chrisa postanowiłam nie zrywać kontaktu. Uznałam, że pociągnę tę farsę dalej.
Prosiłam go o selfie na dobranoc – bo wszystkie fotki Chrisa na IG są w dziennym świetle. Oszust odsyłał kolejne zdjęcia kradzione z IG nad ranem, bo już niby poprzedniego wieczoru spał. Zaczęłam go wypytywać o szczegóły dotyczące Warszawy i język chiński. Chciałam doprowadzić do spotkania, by zobaczyć kto robi takie rzeczy? Kto podszywa się pod aktora z Bali i udaje kogoś innego? Nurtowało mnie to z ludzkiego, socjologicznego punktu widzenia. Chętnie skoczyłabym na zapoznawczą kawkę tylko po to, by zaspokoić moją ciekawość. Kto by przyszedł? Chińczyk? Polak? Może Ahmed z kurami? Chciałam to wiedzieć!
Niestety Qin pokazał mi w praktyce czym jest jakość Made in China i zastosował dojrzały, rezolutny i odpowiedzialny ghosting (KLIK), czyli zwiał.
Po kilku tygodniach trafiłam w sieci na ciekawy artykuł, który polecam przeczytać (KLIK). Tekst opisuje sposób działania oszustów kryptowalutowych, który podejrzanie mocno przypomina mi moją niedoszłą znajomość… Czy Qin chciał na mnie zarobić hajsy?
Nie wiem, ale ja w kryptowaluty i kryptorelacje nie inwestuję.
Zgaga radzi: Używaj opcji wyszukaj obrazem w Google i uważaj na wiarygodność wysyłanych zdjęć.
Oszuści z Tindera – podsumowanie
Oszuści byli, są i będą grasować zarówno w sieci, jak i w relacjach na żywo. Gorąco polecam rozpoczynać wszelkie nowe znajomości bez wygórowanych oczekiwań, stosując zasadę ograniczonego zaufania.
U mnie też bardzo sprawdza się humor. Tylko tyle i aż tyle. Śmiech chroni mnie przed zgorzknieniem, impregnuje mi serce i pozwala nie utracić wiary w facetów.
Myślę też, że ogromnie ważny jest dystans. Biorąc nowo poznane osoby zbyt serio można się bardzo rozczarować i zrazić do randkowania i facetów. A przecież na Tinderze – tak jak w życiu – trafisz na dzbany, buraki, na dupków i bajkopisarzy. Panowie trafią na naciągaczki i dziewczyny szukające bogatego męża i lansu.
Dlatego zanim komuś zaufasz, zanim zaczniesz się otwierać i opowiadać o intymnych rzeczach, zanim uznasz, że trafiłaś na tego jedynego – wrzuć na luz, poznaj człowieka i upewnij się, że Krzysztof to Krzysztof, a nie jakiś podrabiany KrypTyp z Bali…
Zobacz pozostałe kategorie:
Polecane artykuły: