Zapraszam na fotel, czyli wywiad z ginekologiem – część 2

Zapraszam na fotel, czyli wywiad z ginekologiem – część 2

Niniejsza rozmowa stanowi kontynuację pierwszej części wywiadu (KLIK) , w której omówiliśmy zalety i wady pracy ginekologa, szeroko rozumiane tematy damsko-męskie oraz o specyficzną relację jaka łączy lekarza z pacjentką.

W części drugiej przypatrzymy się bliżej zachowaniom Polek w gabinecie, porozmawiamy o późnym macierzyństwie oraz poruszymy trudny i niejednoznaczny temat zabiegów aborcji, które mój rozmówca wielokrotnie wykonywał.

Z części drugiej dowiecie się między innymi:

  • Jakie są charakterystyczne typy kobiet przychodzących do ginekologa?
  • Jakie zachowania pacjentek irytują rozmówcę? 
  • Czy Polki dbają o higienę okolic intymnych?
  • W jakim wieku są ciężarne pacjentki rozmówcy i jaka jest górna granica kiedy można jeszcze bezpiecznie rodzić?
  • Jakie są doświadczenia rozmówcy w zakresie wykonywania zabiegów aborcji?
  • Czy wykonane aborcje odbiły się na psychice lekarza, czy były to raczej rutynowe zabiegi?
  • Jak rozmówca wspomina aborcje wykonywane w latach 80-tych?
  • Jakie stanowisko zajmuje rozmówca w sprawie aborcji dziś?
Wywiad z ginekologiem

Zapraszam na fotel, czyli wywiad z ginekologiem – część 2

Chciałabym teraz podpytać o Pana pacjentki. Jakby je Pan opisał, czy pogrupował?

Spróbuję je pogrupować.
Mam 700 konsultacji miesięcznie i przy takiej skali działa prawo wielkich liczb – czyli rozkład dwunormalny. 60% pacjentek to typ nijaki, Panie powiedziałbym neutralne, przeźroczyste, nie pamiętam o nich na koniec dnia.
20% to Panie wyjątkowo miłe i zadbane. Są pozytywne, kontaktowe, uśmiechnięte. W tej grupie zdarzają się pacjentki, które szykują się na wyjście do ginekologa dość “odświętnie”, mają farbowane fryzury łonowe, brokaty…
Ostatnie 20% to grupa Pań opryskliwych, sfrustrowanych, roszczeniowych, wśród nich bywają pacjentki niedomyte, zaniedbane, zdecydowanie nie pierwszej czystości.

O, przypomniał mi Pan coś! Kilka lat temu znajoma – bardzo zadbana bizneswoman – powiedziała mi, że chodzi do ginekologa mężczyzny i by mieć pewność, że ten nie spojrzy na nią “jak mężczyzna” nie myje się przed wizytą dwa dni…

Dramat. To jest niehigieniczne i pokazuje brak szacunku do zawodu lekarza… Ciekawe czy ta Pani idąc do szewca wymienić fleki przynosi brudne, zabłocone buty? 
Nie sądzę…

Trafna analogia.
Czy poza brakiem higieny są jakieś zachowania Pacjentek, które Pana irytują?

Tak, nawet kilka.
Spora część Pań nie przychodzi na konsultację po poradę, lecz po skierowanie na badanie, które sobie same wymyśliły, albo podpowiedziała im je jakaś znana YouTuberka.  

Inna grupa to Panie żądające L4… Pamiętam np. pacjentkę z zapaleniem pochwy, która była oburzona odmową wydania zwolnienia, a przecież funkcjonowała w 100% normalnie, bez bólu, gorączki, czy jakiegokolwiek osłabienia. W takich przypadkach nie ma podstaw do wystawienia L4.

No i jeszcze ciąże – temat rzeka. 
Są Panie, które w momencie rozpoznania ciąży oczekują zwolnienia z pracy. I proszą o to nie ze względu na nudności, bóle czy złe samopoczucie, ale z powodu samego faktu bycia w ciąży.
A to jest coś na co ja się nie zgadzam.
Ciąża to nie choroba.

Wywiad z ginekologiem

Skoro mowa o ciąży – prowadzi Pan ciąże pacjentek pracujących w dużych firmach i korporacjach.
W jakim wieku są Pana ciężarne pacjentki i jaka jest górna granica kiedy można jeszcze bezpiecznie rodzić?

U mnie w gabinecie wiek pacjentek w ciąży wynika z charakteru firm o jakich Pani wspomniała i jest to przedział wiekowy 27 – 37. Te Panie są samodzielne, niezależne, realizują się w różnych sferach życia i na dziecko decydują się nieco później. Statystyczna Polka zachodzi w pierwszą ciążę mając 27 lat i jak widać to dolna granica moich widełek.

Co do górnej granicy to nie istnieje konkretny wiek po przekroczeniu którego trzeba powiedzieć “nie” macierzyństwu. Próbować można zawsze mając świadomość, że z każdym rokiem ryzyko powikłań rośnie. I nie chodzi tu tylko o ryzyko wystąpienia zespołu Downa, ale też o przebieg ciąży, który z wiekiem staje się bardziej niebezpieczny.

Nie zmienia to faktu, że prowadziłem niedawno kilka ciąż 40-latek i nie mieliśmy żadnych komplikacji.

A w jakim wieku była Pana najstarsza “młoda mama”?

Moja najstarsza rodząca pacjentka miała 43 lata. 
No i słyszałem ostatnio, że Weronika Marczuk Pazura urodziła pierwsze dziecko w wieku 48 lat, także tu nie ma zasad i sztywnych reguł.

Chciałabym teraz poruszyć kwestię aborcji, która dla mnie osobiście jest trudna i niejednoznaczna. Jakie są Pana doświadczenia w tym obszarze?

Cóż, w trakcie mojej kariery przerywałem ciąże. W latach 80-tych kiedy przychodziliśmy do pracy czekało na nas zawsze 12- 15 pacjentek zdecydowanych na przerwanie ciąży z powodu tzw. wskazań społecznych.

W tamtych czasach nie mogłem być specjalistą nie wykonując aborcji, to było wpisane w zawód i codzienną, rutynową praktykę. Wtedy nikogo nie interesowało jak ja się z tym czuję, czy mi to odpowiada. Nigdy natomiast nie wykonałem takiego zabiegu za pieniądze.

A jak Pan wspomina samo wykonywanie zabiegów?

To było straszne… momentami makabryczne.
Wtedy to działało tak, że ciąże przerywało się powyżej 12 tygodnia życia, bo inaczej było znaczne ryzyko pozostawienia części płodu w środku, w matce. Zdarzały się zatem kobiety w 5-tym a nawet 6-tym miesiącu ciąży!

Ja dosłownie wyciągałem małego człowieka w kawałkach… Usuwałem istotę mającą  główkę, rączki, nóżki… To mi się śni do dzisiaj i nikt tego ze mnie nie zdejmie.
Naprawdę to było przytłaczające. I tu nie ma znaczenia wiara czy światopogląd… Nieważne, czy wierzysz w Jezusa, czy w nic nie wierzysz. Kiedy trzymasz w dłoni malutką, martwą rączkę to zaczynasz wątpić we wszystko… 
Dla mnie to było traumatyczne.

Teraz tak sobie myślę, że może też dlatego mniej jest kobiet w tym zawodzie – taki widok jest pewnie jeszcze cięższy dla nich.

Wywiad z ginekologiem

To brzmi makabrycznie. Mam gęsią skórkę… A jak jest dziś? Jakie stanowisko Pan zajmuje w tej sprawie?

W temacie aborcji jestem bardzo ostrożny przy zajmowaniu jakiegokolwiek stanowiska.
Z jednej strony rozumiem różne okoliczności życiowe, z drugiej strony pamiętam jakie to powoduje spustoszenie! Destrukcja dotyka i lekarza i matkę. I oczywiście też płód.

Dlatego wg. mnie trzeba robić wszystko by nie doprowadzać do tych zabiegów, potrzebna jest lepsza edukacja seksualna i pełniejsza wiedza o antykoncepcji.

Z drugiej strony nie można być ortodoksyjnym i dążyć do całkowitego zakazu aborcji, w życiu dzieją się sytuacje tak różne… Nie można np. zmuszać kobiety do rodzenia dziecka kiedy wiadomo, że noworodek umrze.
To jest wg. mnie niehumanitarne – taką ciążę trzeba przerwać.

A co robić z ciążą z gwałtu?

To jest jeszcze trudniejsze, bo mówimy o ciąży z której urodzi się potencjalnie zdrowe dziecko. I oczywiście można zachęcać do urodzenia i oddania dziecka do adopcji, ale przecież to będzie dla matki – zgwałconej matki – kolejna trauma.

Pytanie co spowoduje większe spustoszenie – aborcja, czy 9 miesięcy ciąży, poród i oddanie dziecka… Tu nigdy nie będzie jednej odpowiedzi pasującej do każdego przypadku. Wiele zależy od sytuacji rodzinnej danej kobiety, warunków życia oraz jej dojrzałości i siły psychicznej.

Myślę sobie, że jeśli w przypadku ciąży z gwałtu kobieta chciałaby wykonać aborcję to powinna mieć takie prawo… 

W pierwszym odruchu myślałbym podobnie tylko, że ja przechodziłem takich sytuacji sporo i proszę mi wierzyć – to nie jest takie proste… Gwałt zawsze powoduje dewastację. Psychiki i ciała. To ogromny szok i nieszczęście.
I pytanie czy to nieszczęście ma za sobą pociągnąć kolejne nieszczęście w postaci aborcji? 

Dla kobiety o normalnym poziomie wrażliwości gwałt idący w parze z aborcją to już emocjonalny nokaut. Urodzenie dziecka pomimo okoliczności poczęcia może być w tym wszystkim odżywiające. To nowe życie, nowy początek. Nie odrzucałbym tego podejścia tak jednoznacznie i twardo. 

Nie jestem twardym przeciwnikiem aborcji, ale widziałem za dużo zniszczeń i kobiet, które nie mogą się otrząsnąć po zabiegu mimo upływu kilkudziesięciu lat. 

Przyznam, że ja do tej pory popierałam pełną wolność wyboru i zniesienie zakazu aborcji…

Ja tego nie popieram, bo ten model przerabiałem za komuny i to był po prostu dramat.  Kobiety traktowały aborcję jak szybki i skuteczny sposób na antykoncepcję “po”. Proszę mi wierzyć to była istna demoralizacja i degradacja społeczna.

Po co brać tabletki, czy męczyć się z prezerwatywą skoro można się bawić, a jeśli się “zaciąży” to trudno – aborcja i problem z głowy. 
Tak było w latach 80-tych, całkiem niedawno.

Całe szczęście, że to się zmieniło. 

Tak, całe szczęście.
Także wg mnie wykonywanie aborcji to nie jest temat w którym można mieć proste, czarno białe stanowisko. Ja jestem gdzieś po środku na skali szarości. W ogóle im jestem starszy tym staję się mniej ortodoksyjny. Zdecydowanie rozwijam relatywizm w miejsce jakichkolwiek polaryzacji. 

To podejście jest mi bardzo bliskie, szary to zdecydowanie najlepszy kolor!

Bardzo Panu dziękuję za rozmowę – muszę przyznać, że mam teraz temat do przemyślenia… Chyba jednak w tym krzyku o wolność wyboru nie przyjrzałam się wystarczająco dobrze temu o co krzyczę. Sytuacja w latach 80-tych do mnie mocno przemówiła.
Widać tu bardzo, że wolność to przede wszystkim odpowiedzialność.

Tak, a o tej składowej wolności najłatwiej zapominamy.

Dziękuję za rozmowę i otworzenie mi nowej szufladki w głowie.

Bardzo proszę!
I również dziękuję.

*****

Aborcja w liczbach

Aborcja w liczbach:

1. WHO szacuje, że globalnie, każdego roku między 2010–2014, na 1000 kobiet przypadało 35 aborcji.

2. W latach 2010-2014 niemal co czwarta ciąża zakończyła się aborcją.

3. Współczynnik aborcji jest wyższy u kobiet zamężnych i wynosi 36 na 1000 kobiet przy 25 na 1000 dla kobiet niezamężnych.

4. Według WHO każdego roku na świecie dokonuje się około 40-50 milionów aborcji. Odpowiada to około 125 000 aborcji dziennie.

5. Wiele danych wskazuje na to, że liczba aborcji na świecie rośnie, np. w latach 2010-2014 wynosiła ona ok. 56 mln, co jest wzrostem o 6 mln w porównaniu do lat 1990-1994.

6. Według Instytutu Guttmachera, wskaźnik aborcji wynosi 37 na 1000 osób w krajach, które całkowicie zakazują aborcji lub dopuszczają aborcję na wypadek konieczności ratowania życia kobiety i 34 na 1000 osób w krajach, w których aborcja jest dostępna na szerszych zasadach, czyli różnica jest statystycznie nieznacząca.

7. W 2011 r. wykonano w Polsce oficjalnie 669 aborcji. W 1997 r., kiedy przez rok obowiązywała zliberalizowana ustawa, już blisko 4 tys. A w PRL było ich nawet pół miliona rocznie.

8. W Stanach Zjednoczonych, gdzie prawie połowa ciąż jest niezamierzona, aż cztery na dziesięć z nich są przerywane przez aborcję.

9. Worldometer na swojej stronie pokazuje szacunkowe dane liczby wykonanych aborcji w danym roku, w czasie rzeczywistym (KLIK).

Zobacz pozostałe kategorie:

Polecane artykuły:

10 komentarzy

Dodaj komentarz